Wciąż jeszcze brzmi mi w uszach podekscytowany glos Bogdana Tomaszewskiego, który donosił z Olimpiady w Rzymie o jej wspaniałych biegach. Wilma była wówczas najszybszą kobietą świata. Nazywano ją „Czarna Gazela”.
Ale mało kto wie, że Wilma urodziła się jako dwunaste dziecko w szalenie biednej rodzinie. Była malutkim wcześniakiem chorym na Heine-Medina, a jako dwuletnie dziecko ledwie mogła ruszyć lewą nóżką. Na dodatek jako czterolatek rozchorowała się na szkarlatynę i na zapalenie płuc. Kiedy miała pięć lat, wyposażono ją w metalową protezę, którą miała nosić do końca życia.
Nikt nie przewidział, ze Wilma zakocha się w sporcie. Nie tylko zakochała się w sporcie, ale jeszcze na dodatek miała marzenie, że zostanie biegaczką. Ale nie jakąś tam biegaczką – Wilma marzyła, ze zostanie najszybszą biegaczką świata! (A Ty myślisz, że Twoje marzenia to „z motyką na słońce”?)
Kiedy Wilma miała dziewięć lat, zrobiła swój pierwszy samodzielny krok – ten krok, o którym lekarze powiedzieli, że go nigdy nie zrobi ! A w wieku trzynastu lat wzięła udział w pierwszych zawodach szkolnych. Przyszła na metę ostatnia. Ale była zawzięta i nie poddała się. Wzięła udział w innych zawodach – w każdych zawodach, jakie się odbywały w jej okolicy. I w każdym biegu przychodziła na metę ostatnia.